Dziś napiszę o tym, dlaczego według mnie polskie
szkolnictwo nie przygotowuje uczniów do dalszego życia. Jest to bowiem w mojej
ocenie najsłabszy punkt naszego systemu, zważając na fakt, w jak wielu krajach
już ten problem rozwiązano nie mogę zrozumieć, czemu w Polsce wciąż nie zwraca
się na to należytej uwagi. W Danii wprowadzono zajęcia rozwijające empatię, w
Holandii uczniowie mają warsztaty z zakresu opieki nad młodszym rodzeństwem,
praktyki szkolne (od 6 klasy szkoły podstawowej co roku mają od dwóch dni, do 2
tygodni praktyk w zawodzie, który ich ciekawi, dorośli są bardzo pomocni i
chętnie przyjmują uczniów na praktyki), w Niemczech coraz częściej otwierają
nowe szkoły demokratyczne, w których uczniowie uczą się w swoim tempie i na
swoich zasadach, w Finlandii odbywają się kursy zwiększające pewność siebie,
przygotowują do procesu Life Long Learning, wzbogacają samoocenę, pozwalają na
pracę pod wpływem długoterminowej motywacji wewnętrznej w celu jej rozwinięcia.
W Kolumbii, niestety wyłącznie w szkołach prywatnych, uczniowie przygotowują
się na stres związany ze znalezieniem pracy oraz o możliwych sytuacjach
problemowych w dorosłym życiu. Oczywiście wszystkie wymienione wyżej elementy
są wyłącznie wsparciem bądź rozszerzeniem oferty metodologicznej z zakresu
wprowadzania dzieci i młodzieży do społeczeństwa.
Photo by kychan on Unsplash |
Zacznę od tego, że mimo reform, zmian w rozporządzeniach,
ogromnego nakładu finansowego i wyższego poziomu akademickiego w celu odpowiedniego
kształcenia nauczycieli w polskich szkołach, jedno nie zmieniło się od lat –
wiedza książkowa ma znacznie wyższą wartość niż wszelkie inne umiejętności
uczniów. I co najgorsze nie dotyczy to tylko przedmiotów ścisłych.
Rozpoczynając od aktywności na lekcji, po egzaminy i oceny końcowe, kończąc na
olimpiadach i konkursach między szkolnych: w ogromnej większości sprawdzane są
wyłącznie pamięć długotrwała oraz zasób wiedzy na poszczególny temat. Nauka do
egzaminów, odpowiedzi pod klucz oraz wyuczanie na pamięć regułek zabijają
kreatywność, zdolność logicznego myślenia i tworzenie samodzielnych osądów. Co
więcej zabijają chęć do nauki. Tak właśnie wygląda nasz system edukacji i nie
ma się co łudzić, że reformy przynoszą jakieś zmiany – metodologia, sprawdzone
rozwiązania i podejście zostają mimo wielokrotnych zmian podręczników,
wprowadzenia technologii i dostosowania przestrzeni szkolnej do potrzeb uczniów.
Proszę nie brać tego do siebie osobiście, wiem bowiem, że są w Polsce
nauczyciele fantastyczni, wyjątkowi, z pasją. Niemniej jednak zwracam tutaj
uwagę na ogólny problem, który niestety dotyczy prawie wszystkich szkół i
placówek poza szkolnych.
Kolejną pomyłką są oceny z zachowania. W znacznej
większości wystawiane są bowiem w ten sposób: jeśli uczeń przeszkadza na
lekcjach, rozrabia, nieodpowiednio bawi się na przerwach, często zapomina pracy
domowej czy przyborów szkolnych - uzyskuje zachowanie nieodpowiednie. Z kolei
uczniowie spokojni, słuchający na lekcjach, wykonujący swoje obowiązki – z
automatu na świadectwie mają ocenę bardzo dobrą. A gdzie w ocenie zachowania
miejsce na postawy? Czyż nie jest naszym celem, jako nauczycieli, kształtować
społeczeństwo? Dlaczego zatem wszystkich równamy pod linijkę i oczekujemy od
nich wyłącznie, przez nas określonej współpracy, ciszy na lekcjach i spokoju na
przerwach? Ocenie powinny podlegać przede wszystkim kompetencje miękkie oraz
umiejętności nawiązywania zdrowych relacji społecznych, chęć niesienia pomocy
innym jak i uczynność, zaangażowanie w życie klasowe i szkolne, podejmowanie
inicjatywy. Jeśli już musimy poddawać tak niemierzalny wskaźnik ocenie, warto
byłoby podjąć temat holistycznie z uwagi na wpływ jaki taka ocena może mieć na
ucznia i jego dalszą karierę szkolną.
Wyobraźcie sobie teraz ucznia: mający problemy z
koncentracją, niechętnie uczący się przedmiotów ścisłych lub czegokolwiek „na
pamięć”, na lekcjach rozmawia z innymi uczniami, nie może usiedzieć na miejscu,
osiąga niskie wyniki. Poza tym jest pomysłowy, kreatywny, ma bardzo rozwiniętą
wyobraźnię, dużo tworzy – głównie na lekcjach, na których nie powinien. Jego prace
artystyczne i opowiadania są na naprawdę wysokim poziomie.
Ten uczeń jest określany jako „zły uczeń”. Nie wpisuje
się w ramy ucznia „dobrego”. Rodzice często wzywani są do szkoły, interweniuje
pedagog, chłopiec czuje się osaczany i nie rozumie, czemu nikt nie potrafi
skupić się na tym, że przecież coś robi dobrze. Na jednym ze spotkań z
wychowawcą pyta: „Czy wszyscy muszą być matematykami jak dorosną?”
Mimo tylu lat badań i obserwacji, polska szkoła w
dalszym ciągu wyklucza dzieci, które nie potrafią się dostosować do zasad,
które sobie obrała. Dzieci zdolne i
utalentowane odsyłane są (o ile w ogóle ktoś zauważy ich wyjątkowość!) do instytucji
pozaszkolnych. Ba! Bywają sytuacje kiedy nauczyciele sugerują rodzicom by Ci
zaprzestali posyłać swoje pociechy na kursy dodatkowe by miały więcej czasu na
naukę i poprawę swoich wyników z przedmiotów szkolnych… A przecież już po
podstawówce musimy wybierać profil szkolny, który w jakiś sposób nakieruje nas
na nasz przyszły zawód. Jak zatem świadomie dokonać tego wyboru, skoro w
szkolnictwie podstawowym ocieramy się głównie o podstawę programową i nic poza
tym?! Że już nie wspomnę o tym, jak mamy poradzić sobie w liceum czy szkole
zawodowej nie znając swoich możliwości, nie potrafiąc obudzić w sobie motywacji
wewnętrznej, nie mając wiary w sukces. Owszem - „jakoś większość sobie radzi” –
ale o ile lepiej mogłoby być, gdybyśmy już w szkole podstawowej zadbali o
prawidłowe kształtowanie ucznia z zakresu samorealizacji, pewności siebie,
zarządzania czasem, kreatywności, innowacyjności, odporności na stres,
poprawnej komunikacji, tolerancji i akceptacji odmienności.
Kolejny przykład: wyobraźcie sobie dziewczynę prosto po
studiach administracyjnych, od pół roku nie może znaleźć pracy, kończą jej się
oszczędności dlatego musi podjąć pracę tymczasową dla podreperowania budżetu w
oczekiwaniu na pracę w zawodzie. Zostaje nianią, miała bowiem młodsze
rodzeństwo, stwierdziła, że jakoś sobie poradzi. Zastanówmy się, które umiejętności będą dla niej niezbędne w tym okresie? Znajomość wzorów matematycznych i dat historycznych czy
otwartość na zmiany, umiejętne poszukiwanie informacji, pozytywne nastawienie i
kreatywność?
Oczywiście nie twierdzę, że nauka przedmiotów szkolnych
jest zbędna… Wręcz przeciwnie. Próbuję tylko pokazać, że na równi z nimi
powinny znaleźć się warsztaty kompetencji miękkich. Żyjemy w czasach kiedy
zmiana jest jedyną stałą w naszym życiu. Musimy nauczyć się szybko dostosowywać
oraz uczyć się nowych dla nas rzeczy. Nie możemy obawiać się, że nie jesteśmy
wartościowi na rynku pracy czy w życiu prywatnym jeśli nigdy nie potrafiliśmy
osiągnąć wyników szkolnych wyższych niż 3+. Ludzie są różni, ich zdolności,
predyspozycje, podejście do życia również. Rynek pracy jest na to gotowy, zatem
dlaczego szkoła nie jest?
Wina też jest rodziców, którzy mają pęd na oceny, najlepiej dobre, bardzo dobre, a nawet celujące. Nie dopuszczają do siebie myśli, że dziecko może być bardzo dobrym rzemieślnikiem, musi mieć maturę i iść na studia. Nauczyciele sygnalizują jakie predyspozycje ma pociecha, że trójka lub dwójka to duże osiągnięcie dla słabszego ucznia. Tylko rodzic chce mieć zdolne dziecko i nie lubi słyszeć, że tak nie jest. Zawsze mówię, że studia to nie wszystko, ale wielu rodziców się podśmiewa. A kwestia oceny zachowania ucznia zależy od wychowawcy. Uwagi, że zapominał, nie przyniósł, przeszkadza grupuję w różne kategorię. Obserwuję dziecko i wiem, że nieodpowiednie, naganne to bardzo duże przewinienia, ale biorę też pod uwagę sytuację rodzinną, bo zachowania "z czegoś" wynikają.
OdpowiedzUsuńTeclado, zgadzam się z Tobą jeśli chodzi o roszczeniowość rodziców, niemniej jednak uważam, że wynika ona z braku wiedzy czy doświadczeń oraz chęci ułatwieniu dziecku życia. Nie są to złe intencje jednak powinny być korygowane. Oczywistym jest, że rodzice chcą dobrych wyników, przecież to jest logiczne, wynika z ich potrzeby zapewnienia swojemu dziecku wszystkiego co najlepsze - to my studiujemy 5 lat lub więcej, by zrozumieć pewne mechanizmy i sytuacje związane z potrzebami uczniów i ich rodziców oraz potrafić je wytłumaczyć obu grupom. Zaczęłabym od tego, że 2 czy 3 to nie są oceny dla "ucznia słabego" a wyłącznie odwzorowanie poziomu wiedzy i doświadczenia w jakimś zakresie. Skoro uczeń radzi sobie z jakąś dziedziną, w innych osiągając niższe wyniki nie może być nazywany SŁABYM gdyż jest to niezgodne z prawdą oraz rzutuje na jego samoocenę i perspektywę rodziców. Dlatego chcą oni wyższych ocen dla swoich pociech - nikt nie lubi słyszeć, że jest w czymś słaby czy mierny... Wydaje mi się, że gdybyśmy zwracali rodzicom i uczniom właściwą uwagę na to jak ważne jest podążanie za pasją, rozwijanie hobby, itp, a także że bycie dobrym, pomocnym kolegą jest równie fundamentalną umiejętnością jak rozwiązywanie wzorów matematycznych, po trochu sytuacja zaczęłaby się zmieniać i być może nasze społeczeństwo przestało by być tak zapatrzone w siebie, swoje sukcesy i porażki czy chęć bycia lepszym od innych. Niestety "przeintelektualizowanie" narodu wynika z potrzeby skończenia studiów, byle jakich, z jakimkolwiek wynikiem, byle tylko - inaczej społeczeństwo się śmieje i ciężko znaleźć pracę. Proces ten zaczynał się już w podstawówce przy egzaminie w klasie 6...
UsuńNajważniejsze jednak, że w Polsce jest ogrom nauczycieli chcących zmienić ten stan rzeczy. Zatem dziękuję za komentarz, który dał mi dużo do myślenia i pozwolił na zweryfikowanie kolejnej opinii:). Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do zapoznania się z innymi treściami na blogu!
Zgadzam się w pełni z tym artykułem. Żyjemy ciągle w biegu i zapominamy co jest ważne w życiu. Jako rodzic i terapeuta uważam że dzieci są coraz mniej przygotowane do życia. W domu dziecko jest chowane pod kloszem, ciągle wyręczane, nie uczone samodzielności A szkoła jest nastawiona głównie na wiedzę książkową. Mimo różnych reform nikt nie pomyślał o tym co jest ważne na równi z wiedzą intelektualną czyli przygotowanie dziecka do życia.
OdpowiedzUsuńSmutna prawda. Jako nauczyciel nie posiadający dzieci nie mam wystarczającej wiedzy i kwalifikacji by wypowiadać się na temat rodziców wychowujących "kaleki życiowe" niemniej jednak widzę, że z roku na rok jest coraz gorzej. Gdy słyszę, że 12-latka nie może sama zrobić sobie kanapki bo nie używa jeszcze noża tracę wiarę w przyszłość dla takiej młodzieży. Musimy jednak mieć nadzieję, że zmiany nastąpią:).
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i zapraszam do dalszej lektury postów na blogu. Pozdrawiam!
Wrzuciła Pani do jednego worka wszystkie problemy szkolne.
OdpowiedzUsuńMoze należałoby się przyjrzeć kryteriom ocen z zachowania, czy rzeczywiście są takie jednostronne, amoze dzieci, młodzież, które sa tylko ciche, muszą coś jeszcze zrobić, powsółpracować, zeby mieć bardzo dobre. W Polsce wszyscy wiedzą, co robi inny uczeń, co robi sąsiad, zamiast tego, co robi moje dziecko, jak się zachowuje, jak pracuje nad swoim charakterem, zachowaniem. Jak wdraża w życie zalecenia nauczyciela wychowawcy. Pierwszysm wychowawcą i nauczycielem dziecka jest rodzic, jesli on nie wypracuje pewnych postaw empatii, brak egozimu, motywacji, to szkoła moze stanąć na uszach i nic nie zrobi. Jesli mogę tak napisać dziecko to dobrowolny projekt na cąłe życie, praca dla Rodzica,wychowawnie to nie proces podrzucania i obarczanie sztabu specjalistów własnymi rodzicieskimi obowiązkami. Ten sztab moze być pomocny, ale jako rodzic mam obowiązek wychowawać własne dziecko. tak robiła moja mama i szkoła jej nie pomagała.
Rozumiem Pani "rozgoryczenie" i podejście, niemniej jednak muszę stwierdzić, że to co działało w czasach naszych czy naszych rodziców, jest już po prostu najczęściej nieadekwatne. Zmieniają się potrzeby społeczeństwa i samo społeczeństwo. Niestety rodzice coraz częściej, przeciążeni pracą zrzucają odpowiedzialność za wychowanie na szkołę, a w tym zmęczonych, masą dodatkowych obowiązków, nauczycieli. Taka jest rzeczywistość. W teorii oczywiście możemy dyskutować o tym co rodzice powinni, a czego nie.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Z ogólną Pani tezą, że polska szkoła nie przygotowuje do życia, zgadzam się. Jednak w wielu szczegółach widać jednostronne podejście do zagadnienia. W sprawie oceny z zachowania jest inaczej niż Pani pisze (być może Pani ma takie doświadczenia, bowiem nawet rozporządzenia o ocenianiu nakazują brać pod uwagę właśnie postawy uczniów. Tzw. grzeczność na lekcjach to tylko jakiś ułamek oceny. Ponadto, myślę, że Pani o tym wie, że w procesie rekrutacji do szkół średnich uczniowie za działalność charytatywną dostają dodatkowe punkty. Zresztą w tym wieku są bardziej skłonni pomagać innym niż jako osoby dorosłe. Co do wiedzy to chciałam zwrócić Pani uwagę, że obowiązkiem nauczyciela jest kształtowanie tzw. umiejętności kluczowych, a więc np. pracy w zespole, wyszukiwania i segregowania informacji (po to jest projekt), czytania ze zrozumieniem i wiele innych. Zapewne kształtowanie umiejętności jest czym trudniejszym niż przekazywanie wiedzy, może więc się niektórym nie chce, a może nie potrafią, bo nie nauczyły ich tego uczelnie? Nie można jednak twierdzić, że nie ma tego w systemie. Żadna reforma nic nie da, jeśli nie zmienią się ludzie. Według mnie najsłabszym ogniwem w naszym systemie edukacyjnym jest właśnie kształcenie przyszłych nauczycieli.Wie Pani, w szkołach istnieje także doradztwo zawodowe, a w ramach godzin a wychowawcą powinno się realizować preorientację zawodową. Reasumując, myślę, że nie jest tak znowu źle, a nasi uczniowie naprawdę dają sobie radę w życiu. Wcale to jednak nie znaczy,że mamy spocząć na laurach i nie dążyć do coraz to lepszych rozwiązań. Pozdrawiam i życzę sukcesów w pracy i życiu osobistym.
OdpowiedzUsuńNie wiem jakim cudem Państwa komentarze umknęły mojej uwadze przez tak długi czas! Proszę wybaczyć odpowiedź po tak długim czasie, jednak nie chciałabym zostawić niedopowiedzeń:). Po pierwsze dziękuję za miłe słowa i pozytywne zakończenie wypowiedzi:). Fakt, nie uważam żeby w Polsce działo się źle, staram się jednak zwrócić uwagę, iż mogłoby być lepiej - z wyszczególnieniem pewnych aspektów. Kształcenie nauczycieli, faktycznie pozostawia wiele do życzenia, ale mam ogromną nadzieję, że z każdym rokiem odbywa się ono na wyższym poziomie. Zważając na fakt jak naturalnym stało się dla nas, nauczycieli, life long learning i stałe dokształcanie, mam wrażenie, że idziemy w dobrym kierunku - gdyby jeszcze te szkolenia były opłacane z budżetu państwa, a nie z własnych kieszeni, byłoby wspaniale;)). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńJestem pedagogiem od 17 lat od 3 uczę w szkole Montessori. Owszem tradycyjna szkoła uczy wiedzy ale praktycznych umiejętności już mniej. Jednak są szkoły prywatne jak np. Szkoły Montessori które uczą dzieci samodzielności i świetnie przygotowują do życia
OdpowiedzUsuńPanie Sławomirze, proszę wybaczyć odpowiedź po tak długim czasie - zgadzam się w zupełności. Szkoły kierujące się systemem opracowanym przez Marię Montessori faktycznie wyróżniają się na tle tradycyjnych w omawianym aspekcie. Kolejnym przykładem takiego nurtu pedagogicznego są szkoły Daltońskie, Jenaplan i demokracyjne:).
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!