czwartek, 4 stycznia 2018

Fińska stołówka szkolna

"Według raportu z badań niedożywienia w Polsce międzynarodowej firmy MillwardBrown aż 120 000 polskich dzieci przychodzi do szkoły głodnych, a dla ponad 70 000 jedynym posiłkiem w ciągu dnia jest obiad ze szkolnej stołówki. Szacunki Polskiej Akcji Humanitarnej są jeszcze bardziej wstrząsające. Według danych za 2007 rok, blisko 160 000 polskich dzieci nie otrzymuje żadnej pomocy i jest niedożywiona. Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez SMG KRC prawie co trzecie dziecko w wieku 7-15 lat wymaga dożywiania. Tylko w Warszawie głoduje ponad 23 000 dzieci."
http://www.kawalek-nieba.pl/glod-w-polsce/

Photo by Dan Gold on Unsplash


Nasz rząd, żeby stawić czoło tym statystykom (oraz wielu innym związanym z ubóstwem i problemem rodzin wielodzietnych) postanowił wyjść z inicjatywą 500+. Osobiście nie jestem zwolenniczką tego rozwiązania (nie jest to postawa polityczna, a  jedynie opinia powstała na bazie doświadczeń z rodzinami objętymi pomocą socjalną, obserwacji oraz współpracy z fundacją "Bank Żywności"). Wiele razy byłam świadkiem sytuacji, w której mama mojego podopiecznego sprzedawała sąsiadom żywność, którą przywiozłam dla dzieci, żeby mieć na papierosy i alkohol. Stąd mój wniosek, jeszcze zanim 500+ zostało wprowadzone, iż pieniądze te i tak będą lądowały w nieodpowiednich rękach. I nieważne było czy chcieli przyznawać gotówkę, bony, talony czy inne papierki - zawsze znajdzie się sposób żeby to sprzedać i kupić to na co się ma ochotę.

Dlatego dziś chciałabym opowiedzieć o inicjatywie Finów. O tym, jak oni poradzili sobie z niedożywieniem wśród dzieci. I wiedzcie, że być może teraz Finlandia jawi się jako raj (zarówno edukacyjny jak i ze względu na rynek i warunki pracy), jednak jeszcze 30 lat temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. 




Stołówki szkolne w szkołach są darmowe (tak jak i wszystkie materiały szkolne, podręczniki itp., ale to opiszę w innym poście), posiłki wydawane są na zasadach szwedzkiego stołu, zatem każdy uczeń może zjeść tyle ile potrzebuje. Wyliczony koszt posiłku na jednego ucznia to około 0,50 Euro. Nauczyciele nie kontrolują porcji, nie narzucają ile, kto i czego ma zjeść. Przygotowane posiłki są zdrowe, pożywne jednak bardzo mało zróżnicowane. Występuje to bowiem pewien zwyczaj, komponowania sałatek ze startej marchewki i świeżego ogórka - są to dwa składniki, które możemy zjeść prawie codziennie.



Zatem mamy 3 razy w tygodniu: bar sałatkowy z dwoma podstawowymi warzywami (czasami w towarzystwie innych, jak pomidor, sałata, papryka, kukurydza), z sosem vinegret oraz nasionami słonecznika, następnie ciepły posiłek (zapiekanki, risotto, ryż z kurczakiem i wiele innych), specjalny fiński chleb, masło i czasem ser. Raz w tygodniu uczniowie dostają do posiłku gruszki, jabłka lub kisiel z owocami. Z kolei 2 razy w tygodniu w menu widnieje zupa podawana z chlebem i serem. 



Większość Finów do posiłku pije MLEKO. Było to dla mnie sporym szokiem, szczególnie, że na pierwszy obiad podano zapiekankę z tuńczyka, i nikomu prócz mnie to połączenie nie wydało się dziwne:).  Do picia jest także coś na wzór naszego kefiru, mleka bez laktozy oraz odtłuszczone i woda. 




Bardzo podoba mi się fakt, że dzieci nakładają sobie niewielkie porcje wiedząc, że zawsze mogą liczyć na dokładkę, zatem odpadów, jest naprawdę bardzo niewiele (dla ułatwienia wizualizacji zapytałam o to panie pracujące w kuchni, odpowiedziały że łącznie dziennie wyrzucają jeden 2-litrowy pojemnik zwróconego z talerzy jedzenia - zaś w szkole uczy się i pracuje około 400 osób). 


Z mojej perspektywy ten system naprawdę dba o uczniów oraz ich potrzeby. Wiemy bowiem, że właściwy, ciepły posiłek zapewnia nie tylko pełny brzuch ale i lepszą koncentrację, usprawnienie pracy organizmu, pomaga w zwalczaniu nerwowości i agresji u uczniów, daje moment wytchnienia w ciągu dnia szkolnego, ma pozytywny wpływ na zdrowie, wzrost, harmonijny rozwój, a także dobre samopoczucie ucznia. 
 


W Holandii i Danii uczniowie wychodzą na lunch do domu lub też kupują jedzenie samodzielnie w kafejkach, w Kolumbii dzieci w ciągu 8-o lub 9-o godzinnego dnia szkolnego dostają owoc+przekąskę, (choć w tym kraju wszystko zależy indywidualnie od każdej ze szkół) z kolei w Polsce mamy stołówki, w których jest możliwość wykupienia obiadów lub uzyskania darmowych ze względu na sytuację materialną (mimo tych zabiegów dane z powyższego cytatu są aktualne).  Edukacji i jej aspektom przyglądam się już w 5 kraju i w tym przypadku, holistycznego zapewniania warunków do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania uczniów, znowu stwierdzam wyższość systemu fińskiego nad innymi. Zaczynam rozumieć na czym polega fenomen szkół w Finlandii:). 

3 komentarze:

  1. Marzyłoby mi się, aby też tak było w Polsce. Same plusy dla dzieci, zaspokojenie głodu, świadomość, że można będzie zjeść coś innego niż tylko pakowane przez rodziców kanapki każdego dnia, ale równocześnie nauka prawidłowych nawyków. Staram się urozmaicać swoim dzieciom posiłki do szkół, dorzucać owoce, ale o surówkach można zapomnieć, brak wystarczających warunków do ich konsumpcji.
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w pełni. Dodatkowo rodzic nigdy nie ma pewności czy dziecko zje posiłek czy ze względu na brak przerwy obiadowej dla wszystkich uczniów - nie chodzi tu o samą funkcję socjalną ale również o "narzucenie" poszczególnej pory dnia na jedzenie. Sama byłam jednym z tych niejadków, którzy wiecznie zapominali zjeść przyniesione kanapki ze względu na brak czasu i zainteresowania tą nudną czynnością;)). Zatem rozwiązanie Finów bardzo mi się podoba.
      (Dodatkowo powiem, że obiady są pyszne!;))
      Bardzo wiele aspektów szkolnictwa oceniam nie tylko z perspektywy nauczyciela, ale również ucznia, którym jeszcze nie tak dawno byłam.

      Usuń
  2. a co robią z produktami niezjedzonymi? Bo taki system nawet minimalnego wyboru wymaga przygotowania większej ilości jedzenia.
    W Polsce, w szkolnej stołówce nic nie może zostać na drugi dzień i jak wiemy z doświadczeń nie można też tego rozdać (ubogim, bezdomnym)

    OdpowiedzUsuń